PO CO I DLACZEGO...?


Niejeden Czytelnik zadaje sobie pewnie pytanie: Po co to wszystko? Dlaczego cały ten ekshibicjonizm? Przecież ludzie się rozwodzą... i żyją. Tak. To prawda. Nawet będąc przeciwnikiem takiego rodzaju... "rozwiązań" nie można mieć wpływu na wszystko. Albowiem... do tanga... trzeba dwojga,  albo inaczej: cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz. I trudno polemizować z takim stanowiskiem. Gdyż nie można i nie ma zupełnie sensu, bezwzględnie narzucać swojej woli drugiej osobie. Nota bene, powinno to działać w obie strony... Jest to sprawa oczywista. Ale... Właśnie - ale...


Aby sięgnąć po takie ostateczne "rozwiązanie", jakim jest rozwód, trzeba przede wszystkim mieć realny, poważny i namacalny powód, który uniemożliwia dalsze funkcjonowanie małżeństwa. Trzeba mieć za sobą przynajmniej kilka autentycznych prób ratowania związku. Dopiero wówczas, kiedy wszelkie starania zawiodą, można rozważać takową ostateczność, na ściśle określonych warunkach i zasadach. Odnosi się to w szczególności do sytuacji występowania w małżeństwie jakichś większych nieporozumień, czy konfliktów niemożliwych do przezwyciężenia.

Otwartość na rozmowę jest miarą dojrzałości człowieka. Próba podejmowania dialogu, to także próba mądrości. Nigdy nie wolno odrzucać gotowości drugiej osoby do szczerej rozmowy, okopując się w irytacji lub złości, dając się ponieść emocjom, ignorując zupełnie rozumowe przesłanki. Dotyczy to kontaktów międzyludzkich w ogóle, a tym bardziej relacji małżeńskich. Rozwiązanie małżeństwa jest jedną z najpoważniejszych decyzji, jakie podejmuje się w życiu i nie może być podyktowane kaprysem jednej strony, a sprzeciw drugiej nie jest równoznaczny z odrzuceniem dialogu. Niestety, okazało się, że zarówno Sabina J., jak i jej krewni, kompletnie nie rozumieli tego i zupełnie nie dopuszczali do siebie jakiejkolwiek alternatywy, poza przedstawionym Sławomirowi K. ultimatum.

Zgodnie z obowiązującą w naszym społeczeństwie zasadą – audiatur et altera pars – należy wysłuchać także drugą stronę i nigdy nie powinno się osądzać drugiego człowieka, bez stworzenia mu szans i warunków na przedstawienie jego racji i argumentów. Niestety, Sabina J. wraz z krewnymi, takiej możliwości Sławomirowi K. nie dali. Jego wysiłki nawiązania kontaktu posłużyły im do dodatkowych oskarżeń, a próby wyjaśnień stały się podstawą do przeinaczania jego słów w trakcie składania przez te osoby zeznań.

Niewątpliwie, kryzys małżeński powstały wskutek niedochowania wierności przez któregoś z małżonków ma własną, odrębną specyfikę. Jakkolwiek, również w takiej sytuacji osoba zdradzana ma niewielki wpływ na zachowanie i podejmowane przez współmałżonka decyzje (co nie jest jednoznaczne z tym, że powinna być wobec nich bezczynna i obojętna), to niemniej jednak ciężar winy rozkłada się tu zupełnie inaczej. Jest rzeczą niedopuszczalną, aby w obliczu ewidentnej zdrady małżeńskiej usiłować przerzucić winę na drugą osobę, a tym bardziej oskarżać ją o czyny, których nie popełniła, tylko po to, aby w skrajnie zakłamany sposób osiągnąć cel, unikając przy tym odpowiedzialności za swoje niemoralne uczynki. I nic nie usprawiedliwia takiego zachowania - nawet problemy natury psychicznej. Ponieważ, także wtedy, można dojść do porozumienia, zwłaszcza przy uczciwym arbitrażu osób bliskich. Ale porozumienie takie, musi być budowane na prawdzie, nawet gdyby była ona bardzo bolesna, a nie na fałszu. Bowiem na kłamstwie i obłudzie, którego triumf jakże często jest tylko ułudą, nie można budować życia. Prawda, tak bardzo niewygodna, mogła pozostać tajemnicą rodzinną, gdyby nie chęć uczynienia Sławomira K. przez Sabinę J. i jej krewnych - z całkowicie psychopatyczną bezwzględnością - "kozłem ofiarnym".

Zaburzenie osobowości (stwierdzone u Sabiny J. i z pewnymi zakusami, bezpodstawnie przypisywane Sławomirowi K.), którego ekstremalnym przejawem jest schizofrenia, w pewnym uproszczeniu oznacza to samo, co brak dojrzałości. By podjąć obowiązki małżeńskie i rodzicielskie trzeba być dorosłym, inaczej wyrządza się krzywdę sobie, drugiemu człowiekowi, a w dalszej kolejności obciąża jeszcze dzieci. Jest to powszechnie znana w psychologii, tzw. międzygeneracyjna transmisja. Bowiem matka, która czyni swoje dziecko psychicznie niezdolnym do małżeństwa, często dowodzi tym samym, że i z jej psychiką jest coś nie w porządku.

Wszelkie zaburzenia psychiczne, tak psychotyczne, jak neurotyczne powodują swoiste rozszczepienie myśli i uczuć, co polega na tym, że teoretycznie można rozumieć dobro, ale nie ma się poczucia dobra. Można rozumowo pojmować, że się kogoś kocha, ale się tego de facto nie czuje. Mówi się o rysie psychopatycznym u osób zaburzonych - neurotyków i psychotyków. Oznacza to tyle, że nie odczuwają oni empatii, a więc nie potrafią kochać. Jeśli ktoś nie potrafi prawdziwie kochać i jest pozbawiony autentycznych uczuć, to trudno, żeby odczuwał też wyrzuty sumienia. Tym samym, jest on również, psychicznie niezdolnym do zawarcia związku małżeńskiego.

Całkowitym brakiem odpowiedzialności jest zawarcie małżeństwa w sytuacji, kiedy nie jest się zdolnym do miłości. Jest to wówczas oszukiwanie siebie i ogromna krzywda dla człowieka, który sądzi, że jest kochany. Małżeństwo nie może być wyrachowaniem, stylem życia, chęcią ucieczki od samotności, uzależnieniem. Małżeństwo wymaga odpowiedzialności i miłości ofiarnej, a nie można mówić o ofiarności, jeśli się nie rozumie (w sensie emocjonalnym) pojęcia miłości.

Tak jak współmałżonek nie może stanowić przedmiotowego uzupełnienia własnej osoby i narzędzia do realizacji własnych potrzeb, tak samo dziecko zasługuje na to, by być przez matkę kochane, a nie służyć jej jako dodatek, jako chwilowe urzeczywistnienie instynktu rodzicielskiego. Co gorsza - nie można posługiwać się dzieckiem do zaspokajania swoich niedorosłych potrzeb emocjonalnych, co w tak rażący sposób ujawniło się w zachowaniu, zarówno Sabiny J., jak i jej matki Michaliny J.

Osoby te pozornie starają się chronić dziecko (dzieci) przed większymi problemami, ostatecznie jednak uzależniają je od siebie i utrudniają im, w sposób zasadniczy, oddzielenie się i podjęcie własnej drogi rozwoju. Swoje zachowanie racjonalizują przekonaniem, że wszystko to czynią dla dobra dziecka - jako najlepsze nauczycielki - z  miłości do niego.

Ujawnione w toku postępowań sądowych patologiczne, a zarazem niemoralne, zachowania Sabiny J. stanowią ponadto brutalne pogwałcenie szeregu innych kardynalnych zasad współżycia społecznego. W szczególności należy mieć tu  na uwadze, iż dopuszczając się zdrady małżeńskiej, uwiodła ona osobę niepełnoletnią. Fakt ten musi budzić tym większą dezaprobatę, iż uczyniła to, jako nauczycielka, a więc osoba wykonująca zawód zaufania publicznego. To zaś, nakładało na nią dodatkowe zobowiązania. Wchodząc w erotyczne relacje ze swoim podopiecznym, nie tylko naruszyła etykę wykonywanego przez siebie zawodu, ale także wpłynęła demoralizująco na młodego człowieka - de facto jeszcze dziecko. Jej zachowanie jest  tym bardziej naganne, gdyż dopuściła się go, nie jako osoba stanu wolnego, lecz jako mężatka i matka dwojga małoletnich dzieci, dając w ten sposób skrajnie negatywny przykład.

***

Publikowanie niniejszej historii, o trudnym do przewidzenia finale, nie jest podyktowane, wbrew pozorom i nasuwającej się w pierwszej kolejnosci - zwykłej i całkiem naturalnej w tych okolicznościach - chęci zemsty, ani też próbą zniesławienia, czy zmanipulowania kogokolwiek. Jest przede wszystkim manifestacją wyrządzonej krzywdy oraz  patologii działania służb państwowych.

Abstrahując od bardzo skomplikowanej sytuacji rodzinnej, uwarunkowanej w znacznej mierze problemami psychicznymi Sabiny J. i jej najbliższych krewnych, zaistniały konflikt mógł był zostać zażegnany, gdyby instytucje społeczne i państwowe powołane do ochrony rodziny i stania na straży prawa zdały swój egzamin. Niestety, nie tylko nie rozwiązały pozytywnie powierzonych im zadań, ale poprzez swoją ułomność i patologię funkcjonowania, doprowadziły do dosyć tragicznych już skutków.

Mając na uwadze psychopatyczny rys w osobowości zarówno Sabiny J., jak i jej najbliższych krewnych, pewnym jest, iż bez zdecydowanej, ale zarazem mądrej interwencji instytucji państwowych i społecznych, rozwiązanie niniejszego konfliktu - w szczególności obiektywne zabezpieczenie małoletnim dzieciom Janowi i Eleonorze K. warunków gwarantujących im higienę psychiczną oraz swobodny kontakt z ojcem - jest zwyczajnie niemożliwe.

Manipulacyjne działania Sabiny J. i jej popleczników oraz nieprawidłowości w dotychczasowej pracy służb publicznych wymagają bezwzględnego ujawnienia, gdyż m.in. stanowią przykład rażącej dysfunkcji aparatu państwowego, który nie spełnia powierzonych mu obowiązków, miast tego podejmuje działania niezgodne z prawem i w prywatnym interesie określonych grup.

W głównej mierze, właśnie z uwagi na przywołane wyżej okoliczności, powstała niniejsza witryna. Stanowi ona element działań (zgodnych z prawem), przewidzianych na szerszą skalę, które w przyszłości będą sukcesywnie podejmowane wraz z rozwojem sytuacji, stanowiąc adekwatną i symultaniczną odpowiedź na nieprzejednaną, arogancką postawę Sabiny J. i jej krewnych oraz ich nikczemne kroki podejmowane wobec Sławomira K.

V E R I T A S L U X M E A