SŁOWA Z LISTÓW ZEBRANYCH
...NICZYM KAWAŁKI ZWIERCIADŁA
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z KORESPONDENCJI ELEKTRONICZNEJ SABINY J.,
WNIESIONEJ DO AKT POSTĘPOWANIA KARNEGO 12.01.2009 I 23.02.2009
FRAGMENTY DOTYCZĄCE OSOBOWOŚCI POKRZYWDZONEJ
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

...czyli uroki i smaki schizotypii...




W IMIĘ PRAWDY
DO: MAGDALENY H.

23 kwietnia 2007, 00:01:01

Kochana Madziu.

Bardzo dziękuję Ci za dwa listy, groźne i piękne.
(...) Jeszcze ciągle nie zrobiłam porządku w tych treściach, bo przeżywam kryzys a ponadto depresję stresopochodną wynikającą
z braku czasu na podołanie przyjętym zobowiązaniom. Godzinami wieczornymi upajam się zeszytami uczniowskimi i tym podonym badziewiem.

Zanim podejmę temat poprzednio poruszony, powiem Ci tylko,
że ostatnio obraziłam pracującego u nas księdza kilkakrotnie
i raz dałam do zrozumienia, że jest gówniarzem, i był bardzo zadowolony, ale chyba nie jestem w stanie tego opisać tak,
żeby było śmiesznie. Może przy okazji Ci o tym opowiem.
Moje doświadczenia zyciowe wskazują w każym razie, że istnieją tacy mężczyźni, którzy będąc "na świeczniku" lubią być czasem traktowani bezpardonowo, nawet jeśli na co dzień odpowiada im coś zupełnie innego... Co do kobiet, nie mam takich obserwacji.

Janek dorasta ale on ma powalające refleksje od dawna.
Ostatnio zapytał Iwonkę (katechetkę) "Czy Pan Jezus nie mógł nas zbawić, umierając ze starości ?"
Janek nie będzie miał w życiu łatwo, obawiam się, gdyż jest trudnym połączeniem dociekliwej inteligencji, poważnych rozmyślań, skłonności do mówienia wprost, co ma na myśli oraz cholerycznego temperamentu.
Tak, i widzę na przykła to, czego on nie chce widzieć, gdy jacyś jego rówieśnicy próbują go wykorzystać, gdyż jest prostolinijny, na przykład jego przyjaciel czy jego dziewczyna.
Mam również obawy, że już do końca moich dni zmuszona będziesz od czasu do czasu uczestniczyć w dyskusji o wychowaniu. Ostatnio to Lenka daje w kość, bo już jest świadoma, jakie szkody robią jej ultradźwięki, gdy się rozedrze i zaczyna to wykorzystywać, że nikt nie może słuchać jej płaczu. DZiś byłam twarda, ale dała przedstawienie.

Tak naprawdę, to w wieku 8 lat świat był w porządku, urodziła mi się siostra upragniona, choć muszę przyznać że czasami przeżywałam męki dyskryminacji z powodu mego brata, który potrafił wymusić więcej, niż pozwolono mnie - o cztery lata starszej. No i tak już było zawsze.
Nie, świat zaczął robić się gorszy, gdy przestałam być małą
dziewczynką. Najbardziej wtedy krępowała mnie moja fizyczność
i w zasadzie długo tak jeszcze było, co można prześledzić na podstawie choćby preferowanych ubrań - dopiero teraz ubieram się "jak kobieta", choć nie lubię w ogóle słowa kobieta
w odniesieniu do mnie, dziwne.

Matka tak, gdyby mi ktoś kazał określić się jednym słowem,
to wybrałabym "człowiek" albo "matka", na pewno nie "kobieta".
Dlatego o ile rzeczywiście istnieje reinkarnacja (oby nie),
to
przypuszczam, że częściej jednak byłam facetem.
Mój świat tak naprawdę zaczął rozczarowywać mnie dopiero gdzieś na studiach, bo wcześniej to po prostu runął, gdy mój tata umarł i się przeprowadziliśmy, i odbudowa normalnego życia wiele mnie kosztowała, a potem w zasadzie przez całe liceum byłam nieszczęśliwie zakochana, co przesłaniało mi resztę świata.(...)
Więc jako dziecko miałam poczucie, że jestem inna, że jestem
w pewnym sensie dziwakiem i tylko nie wiem, z czego to wynikało, w każdym razie różniłam się od innych dzieci.
Teraz też jestem dziwakiem ale to lubię.


A co do smoków to najbardziej odpowiada mi teoria, że jednak było jakieś spotkanie, powiedzmy w pomroce dziejowej, osobników, które mogły już coś przekazać mową, i gadów - ale nie dinozaurów tylko jakichś schyłkowych form, jeśli chodzi
o wielkość, które przeżyły w jakiejś niszy ekologicznej - wystarczająco dużych, by zapisać się we wspomnieniach.
W mojej bajce kiedyś chodził za mną wątek obrządku pogrzebowego smoków - z jakąś przewrotną radością mającego się nijak do oficjalnych doktryn naukowych, w których umarłe smoki są palone żywym ogniem przez inne smoki a ich imię już nigdy nie jest wymawiane, więc po śmierci ostatniego z nich, niczego udowodnić się nie da:) Motyw somków interesuje mnie, bo żyje w tak różnych kulturach, trudno znaleźć jakieś inne tak uniwersalne zwierzę. Którego nie ma.

Co do świadomości, to przeżyłam już epoki różnych pytań
egzystencjalnych, zaś ostatnio dążę do uproszczenia pewnych spraw transcendentalnych, mając na uwadze prostą zasadę życiową Hagrida "Co ma być, to będzie, a jak będzie, to trzeba będzie się z tym zmierzyć". Na razie wystarcza i mam nadzieję,
że na zawsze.

Jeśli chodzi o Tolkiena, potrafię sobie wyobrazić, jak się musiał czuć, cały w zasadzie swój wolny czas dzieląc między wymarłe języki, które powalały go mocą niekończących się znaczeń, otwierających przeszłość, a świat, który stworzył
- lub otworzył - i próbował opisać. Nie było telewizji, miał tylko książki i siebie. Zatem jego wyobraźnia nie byla skażona obrazami gdzieś widzianymi. Były same z siebie, inspirujące
i przerażające.

KIedy piszę Wieko (dawno tego nie robiłam, bo do tego trzeba mieć szczególny nastrój), bawię się skojarzeniami, które wyprodukowuje mój mózg. Mniej lub bardziej intencjonalnie.
Ale kiedy pisałam bajkę, miałam raczej poczucie odkrywania pewnej opowieści niż jej tworzenia. Nawet momentami miałam poczucie kryzysu, że tak tam mało się dzieje, weź do porównania pierwszą lepszą powieść (nie licząc Prousta). Kiedyś siedziałam przy stole i po prostu widziałam w mojej główie całe sceny, krajobrazy, ludzi, tak jakbym miała włączony film.
Straciłam wtedy poczucie czasu i nigdy tego nie zdołałam
opisać, co wtedy widziałam, bo nie zdążyłam, za dużo tego było, język wydał mi się nieudolny - i za wolny.

Muszę kończyć, bo Lenka się obudział, pozdrawiam.
Sabina.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
25 sierpnia 2008, 23:54:51

Kochana Madziu.

Dziękuję za listy, bardzo dziękuję. I za wszystkie smsy
- pomyśleć, jaka to przydatna rzecz, taka komóra :)
Ilość miłych słów omal mnie nie zabiła :)
Ale serio. Na co dzień wystarcza zwykle zwrot "Pani mnie rozumie". KIedy od czasu do czasu się go rozwinie, zdumiewa, naprawdę zdumiewa, jaką pojemność ma to wyrażenie.

CZasem piszę wiersze. RZadko. W większości przypadków przychodzą gotowe. Do mojej główy. Tak jakbym tam sama je czytała. Nie biedzę się nad rymami :) na pustej kartce. CZasem przychodzą po linijce. Tak jakby spływały. TRzeba czekać. Nauczyłam się zapisywać je już gotowe. Dopóki nie są, powtarzam w myśli te spływające słówa. CZekam. Ostatnio prawie nigdy. Ale nie szkodzi. Te, które mam, czasem wydają mi się nie moje. Gdy je czytam po dłuższej przerwie, sama jestem zdziwiona. czasami.
DZiękuję za słówa uznania.

Jeśli chodzi o Wieko, to myślę, że do tego jeszcze wrócę. Sytuacja rozwija się w ten sposób, że początkowo Renata była fascynacją, aniołem, a Helena jej zaprzeczeniem, zemstą losu. Ale teraz już wiem, że Helena kocha TAdeusza i sama jest zdziwiona, jak spokojnie umie czekać, aż on do tego dorośnie. Lubię ją. Jego też.

Jeśli chodzi o Twoją książkę, to ja nie wiem czy jestem wnikliwa. Po prostu pozwoliłam by wrażenia spokojnie same się wydobyły, powoli, z czasem coraz dokładniej. Początkowo moje odczucia były prostsze: zdumienie, strach, ból, współczucie (sama nie wiem dla kogo). A teraz to zaczęło współpracować
z - powiedzmy - rozumem.

Intuicja to jest ta zapomniana część rozumu. Pogardzona przez naszą cywilizację. GDybyśmy jej słuchali, a może najpierw, gdybyśmy ją słyszeli, świat byłby prostszy. Człowiek miałby lepiej. Intuicja i jej głos to przecież rzecznik prasowy prawdziwej natury każdego człowieka. Tylko jej słuchając,
już mamy lżej, bo jesteśmy sobą. Przynajmniej tyle. To dotyczy wszystkiego. Aha, ostatnio pisałaś że w górach rozróżniasz wycieczki poziome i pionowe. Te piękne definicje da się

również zastosować do życia, nie uważasz ?

Ten list jest przerywnikiem w pisaniu planu awansu zawodowego.
Coś porażającego, taki plan stworzyć. Po co mi ten awans ? Poniekąd dla forsy, oczywiście, która nie chodzi piechotą.
Ale tak naprawdę to dla osiągnięcia statusu, w którymi mi mogą skoczyć wszyscy razem, dyrektor z Krysiunią i reszta.
Tak jak w moim ulubionym kawale, na pewno go znasz.
Idzie korytarzem nauczyciel stażysta, ma mnóstwo wszystkiego (książki, zeszyty, kserówki itp.), i idzie nauczyciel dyplomowany majdając kluczem. "O, kolega to ma wszystko
w główie" - mówi z zazdrością stażysta. - "Nie, w dupie".
Tylko nie wiem, jak mam ten cel przełożyć na język planu :)

Chciałabym Ci powiedzieć, że mimo tego upierdliwego zajęcia czuję się dobrze. Wszystko jest w porządku i mam nadzieję,
że ten stan przetrwa mimo różnych innych upierdliwych zajęć
i czynności, które zaczynają się formować na horyzoncie
(np. rada ped. w środę).

Twoją książkę będzie czytał Piotr. Dam mu ją gdy tylko pojawi się u mnie, prawdopodobnie w tym tygodniu. Zanim zacznie się szkoła. Ale nie wiem, napiszę Ci jak już ją weźmie.
Cholerna szkoda, że to Zawiercie jest tak daleko od Jadownik.
Ale ma to swoje plusy. Na przykład czasem jesteśmy wyspane :)
Tymczasem z niecierpliwością czekam na jaką miłą bezsenną noc
w Twoim towarzystwie. Najlepiej w serii :)

Jeśli nie we wrześniu, to w październiku.
SErdecznie pozdrawiam.
SAbina



DO: PIOTRA T.


9 maja 2008, 12:00:46


Piotrek...

Dziękuję :)

Teraz już wiem, dlaczego dzisiaj wydawałeś się raczej niewyspany... :)
(...)
(czasami coś piszę - jak jestem "na fali" jakiejś opowieści,
to mam wrażenie, że coś oglądam, mogę siedzieć i patrzeć przed siebie, a w mojej głowie oni są, mówią, robią różne rzeczy, ledwie zdążam to uchwycić, żęby potem zapisać, czasem nie zdążam, wprost mam odczucie, że to się dzieje niezależnie ode mnie, beze mnie, że to nie pochodzi ode mnie - dawno już nic nie pisałam i niewiele rzeczy oceniam potem pozytywnie,
ale ten stan takiego zapatrzenia jest niesamowity...)

Bardzo chciałabym kiedyś przeczytać coś, co napisałeś. Może kiedyś się uda. I nie mam na myśli obiecanej analizy Słowackiego li i jedynie... :)
(...) U nas znowu wczoraj było wielokulturowo. Layla i Lenka doskonale się dogadują, Janek też sobie radzi z angielskim.
W niedzielę czeka mnie kolejna impreza poprawinowa po komunii, ale cóż, tak już musi być, mamy trochę rodziny, więc znowu muszę coś przyrządzić (...) i prawdę mówiąc wcale mi się nie chce znowu, ale trudno. Pocieszam się myślą, że następna komunia dopiero za kilka lat:)
Aha, no i jeszcze musimy jechać na Bocheniec na mszę z naszym
dziecięciem pierwszokomunijnym :)
Tak więc nie wiem, kiedy się odezwę,
ale Ty zawsze możesz coś napisać ... :) (nie musisz !)

I jeszcze chciałam dodać, że ten nowy wymiar (jeśli chodzi
o formę) sprawia mi wielką radość.


Pozdrawiam.
Sabina

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
12 maja 2008, 12:34:21

(...)
W sprawie "tfurczości" musisz poczekać. Bo to jest poważniejsza sprawa niż rozmowy na korytarzu, mailowanie czy mówienie po imieniu. Wiem, czasem wysyłałam jakiś wiersz. Mam do nich dystans. Bo one są jeszcze bardziej spoza mnie, to znaczy od czasu do czasu pojawiają się prawie jako twory gotowe, od początku do końca. No i są króciutkie.
Po prostu bardzo się boję, jak mógłbyś to ocenić, co ja piszę. Muszę przestać się bać, że stracisz o mnie w miarę dobre zdanie:) Bo to, co się pisze, bardzo mówi o człówieku - a my już od tak dawna piszemy o książkach, że trudno mi się nagle poddać krytyce. Tym bardziej, że z dwóch większych rzeczy, jakie piszę, żadna nie jest skończona. Ale jedna opiera się na moim nieco chorym poczuciu humoru i jest w odcinkach, a druga rzecz zupełnie nie, i trudno mi to sklasyfikować i często się boję, że to kicz totalny, i zawsze jak chcę to przeczytać na chłodno, to zbyt mnie wciąga i nici z obiektywizmu:)
Tak więc: tak, chcę tego, abyś przeczytał kiedyś moje dzieła,
a przynajmniej jedno z nich, ale muszę się oswoić z tą myślą, jeszcze nie teraz, wiem, że zrozumiesz.
A Ty w międzyczasie też możesz coś napisać, jeśli Ci natchnienie przyjdzie. Żebym przeczytała. Choćby po to, żebyś zaznał, co to znaczy dać komuś swój tekst :)

A teraz o fotografii. Nie mam do tego talentu raczej. To znaczy
zdjęcie pstryknę i zwykle trafiam w to, co chcę sfotografować :) Ale boję się tego nowoczesnego sprzętu. Mój mąż robi świetne zdjęcia. Ma pokaźny zbiór krajobrazów, ma bardzo piękne zdjęcia z lasu, a ja zawsze się śmieję, żeby robił też niebo
z chmurami, jakby mi się kiedyś zachciało wytapetować sufit
w Kaplicę Sykstyńską :)
Ma wielką umiejętność chwytania różnych ciekawych detali.
No i to lubi, więc wiadomo, kto u nas robi zdjęcia :) Janek zawsze się rwał do aparatu, z tym że nie wiemy, czy to jest typowy dla chłopaka pociąg do sprzętu, czy rzeczywisty dryg
do zdjęć. Zobaczymy, teraz, kiedy dostał swój aparat. Na razie zrobił kilka naprawdę świetnych fotografii, może kiedyś pokażę Ci jedną z kotem.
(...)

Kończę.
Pozdrawiam.
Sabina


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   
DIL BANSHEE STORY
OSTIUM...